Niedawno wpadł mi w ręce artykuł, w którym przeczytałem, że udawanie orgazmów przez kobiety to gra nie fair, oszustwo i manipulacja. Autorzy potępiali kobiety za „zeznawanie nieprawdy” i sugerowani konieczność poprawy.
Trudno dyskutować z tym, że udawanie to udawanie, zatem kiedy nie masz orgazmu, a symulujesz, że masz to ściemniacz.
Tyle, że na co dzień ściemniamy sobie tak często i gęsto, że to niewinne kłamstewko powinno zginąć w gąszczu innych.
On przecież wypił tylko dwa piwa, tylko, że na pusty żołądek i dlatego jest pijany.
Ona kupiła buty na wyprzedaży -760% tylko zgubiła paragon.
On uwielbia rodzinne imprezy.
Ona wcale nie lubi Tomka z działu IT i się w dodatku wkurza, kiedy ten do niej pisze.
On nie przepada za przesiadywaniem z kumplami i robi to tylko dla nich.
Ona nie cierpi flirtować in gdyby tylko mogła, do klubu chodziła by w dresie.
On nie ogląda już porno bo ją kocha.
Ona nigdy nie oglądała porno.
On nielubi tych umalowanych na szpilkach.
Ona krzywo patrzy na kulturystów bo są głupi.
On nigdy nie pomyślał o innej, kiedy się kochali.
Ona nie wyobraża sobie nawet, żeby inny ją dotknął.
On uwielbia jej kumpli i żałuje, że rzadko się widują.
Ona się cieszy, że wreszcie ma koleżankę w biurze.
On nie potrzebuje niczego więcej w łóżku.
Ona ma w sypialni prawdziwe rodeo.
Dla niego każda poprzednia dziewczyna była gorsza od niej we wszystkim.
Każdy jej były miał mniejszego Waca i nie wiedział co się z nim robi.
Niektórzy badacze dowodzą, że kłamiemy średnio 130 razy na dobę. Nie liczyłem. Nie wiem. Jednocześnie wiem doskonale jak często takie niewinne kłamstewka lub półprawdy drogo mnie kosztowały.
Oczywiście czasem naprawdę warto powiedzieć coś, co jest tylko w pobliżu prawdy w stylu: na dzisiejszej imprezie żadna nie dorastała Ci do stóp.
Ale już komunikat: w knajpie byli sami faceci, jeśli nie jest prawda, jest dramatycznie ryzykowny.
Kłamiemy z wielu powodów.
Ze strachu przed konsekwencją, ze wstydu lub dla autoprezentacji. Szczególnie na początku związku wydaje nam się to super potrzebne.
Kiedyś brałem udział w assesmencie na stanowisko menadżera. Konkurencja była spora więc zagrałem najlepszymi kartami. Byłem przebojowy, stanowczy i zdecydowany. Żonglowałem poleceniami i spałem z rakowa pomysłami. Rzecz kasa dostałem tą robotę i zostałem… najgorszym menadżera w historii tamtej firmy. Nie byłym gotowy żeby świadomie zarządzać ludźmi. Nie znałem się na tym. Świetnie oszukałem rekruterów.
W konsekwencji pracowałem tam krótko, spaliłem za sobą mosty i do dziś mam kwaśno w ustach, kiedy myślę o tamtej przygodzie.
W rekrutacji na stanowisko Parner robiłem podobnie. Kreowałem się na superbohatera. Bez nałogów, stabilny, zawsze doskonale ubrany. Świetne maniery, wysublimowane hobby. Bezwzględna uczciwość i szczerość. Zero zainteresowania innymi.
A potem trzeba było dźwigać ten plecak cegieł. Z pomocą hormonów to jeszcze jakoś leciało, ale potem…
Każde one zachowanie, bez kreacji było niezgodne z obietnicą. Że jednak lubię się upić?
Że jednak lubię bez niej wyjść z domu? Że jednak mam konto na pornhub?
Wstyd, wstyd, wstydem pogania. Efekty były jak w tej opisanej wyżej firmie. Dość szybkie rozwiązanie umowy bez prawa do wypowiedzenia. Jeśli ten akapit pasuje do Ciebie, droga dziewczyno, serdecznie przepraszam.
A potem pojawiła się Ona i… zaryzykowałem bez ściemy. Nie za bardzo zależało mi na jej opinii. Czułem, że nie mam wiele do stracenia. Efekt jest taki, że po pięciu latach wiemy o sobie naprawdę wiele. I o tym upijaniu. I o kontakt na pornhub (Natalką woli xxxvideos). I o flirtach i podrywaniu. O fetyszach, zachciankach, fantazjach. O wpadkach, błędach i pomyłkach.
Wiele razy pozwalałem kochać opowieść o mnie. Dziś jestem kochany bez opowieści, co pozwala mi również siebie kochać.
Trzyma kciuki za Ciebie!